wtorek, 9 sierpnia 2011

Warsztatowo - część druga



Początkowo każdy złocący się dusi.

Przypomina mi to pierwsze ekscytujące kroki w zakładzie konserwacji rzeźby w przyziemiach kościoła; koleżanki z pracowni potrafiły rozmawiać podczas pracy; ba! One oddychały, mrugały i normalnie funkcjonowały! Ja siedziałam podduszona i spętana lękiem, że upuszczę kolejny cenny płatek, niszcząc go nieodwołalnie.

Początki pozłotnictwa podobne są do nauki tai-chi w wersji on-line (hihi), na początku człowiek nie może się skoncentrować i wstrzymuje oddech, albo chucha w różne strony, niekoniecznie wtedy, kiedy powinien - to zaburza dotlenienie tkanek i trzęsą się ręce. Trzęsące ręce powodują spadanie kruszcu i wtedy człowiek bardziej się denerwuje i trzęsą się ręce.
Kiedy złapie już złapierytm ruchu-wdechu-ruchu-wydechu już nic nie jest w stanie go zdekoncentrować.

Aby podnieść i zaimplantować płatek nieco szybciej i przy trudniejszych warunkach, wymyślono bibułkę transportującą. Hobbyści pozłotnictwa tradycyjnego wciąż jednak mogą wybrać trudniejszą, przyjemniejszą, medytacyjną wersję "na wiewiórczy ogon".

Często człowiek pędzi na złamanie karku, nie pości, nie medytuje, nie rozkoszuje się pracą. Po dziesięciu godzinach zgarbionej przymusówki na rusztowaniu marzy o kąpieli, obiedzie bez glutaminianu i makaronu instant. Świat nam zwariował, upodabniając się do orwellowskich koszmarów.

Nie we wszystkim jednak jest podobny.

Jest kilka sposobów, aby zwolnić bieg, usłyszeć szum krwi we własnych skroniach, bynajmniej nie z powodu adrenaliny i zwiększonego przepływu ;D
Dostosowanie ruchu pędzla do własnego tempa, dryfowanie, zagarnianie morza. Spokojny oddech, który staje się przypływem i odpływem. Cel staje się środkiem. To, że złocenie wyszło wyśmienicie, to dopiero początek drogi.






Na zdjęciach - Hades złoci ;*


Miseczka "Bastet" z odbiciem i szkliwieniem śladu kociej łapy stała się pamiątką z Sadu - niech ładnie służy Fafikowi

4 komentarze:

  1. Ach ach.... może jak już wrócę do PeeLu, to mnie też nauczysz złocenia? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To wróć, wróć! ;) Jeśli nadal jesteś zainteresowana miseczką rączką to wchodzi w stanie stadium zdobienia, będzie gotowa w pierwszych dniach września do wysyłki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogłaś wcześniej powiedzieć o tym tai-chi, zaburzaniu ruchu i właściwym dotlenianiu tkanek!
    Prawie się udusiłem (na szczęście sporo nurkuję) i wyłysiałem, z lęku o kolejne zmarnowane płatki metalu ;D

    Póki co, Fafik na miseczkę bez przerwy szczeka.
    Chyba kota czuje ;)))

    OdpowiedzUsuń
  4. ej, piękny post. Pięknie tak umieć pisać o... pracy.

    OdpowiedzUsuń